[ Pobierz całość w formacie PDF ]

absolutnie pewne, i zastąpić tym, co hipotetyczne, możliwe, warte zastanowienia. Jedynie w
ten sposób mogą one przyciągnąć do siebie dojrzałe już umysły i wkroczyć wraz z ludzkością
w trzecie tysiąclecie. Jednakże muszą zająć zupełnie inne niż dotychczas stanowisko wobec
szerokiego, ustawicznego i kwestionującego wszystko dialogu prądów światopoglądowych, i
to bez żadnego  ale , bez mrzonek o nieomylności, bez pretensji do wyjątkowości i
monopolu.
V. Każdy monoteizm jest fundamentalistyczny
W ramach tej  książki nie mogę omówić i udokumentować tematu poniższego
rozdziału tak obszernie, jak bym tego pragnął. Wiele spraw ważnych przedstawię tu jedynie w
skróconej formie, wiele będę musiał pominąć. Do problemu tego wrócę jednak pózniej, w
innej książce, i zajmę się nim bardziej szczegółowo, uwzględniając wszystkie jego aspekty.
Znamy już główną tezę tego rozdziału. Twierdzę, że każdy monoteizm jest ze swej
istoty tworem fundamentalistycznym. Nie może być wątpliwości co do tego, że np. judaizm,
chrześcijaństwo i islam są wyraznymi monoteizmami, a więc religiami, w których wiara w
osobowego Boga znajduje się na najważniejszym, centralnym miejscu. Nie może też być
wątpliwości, że aksjomat:  Istnieje Bóg osobowy (Jahwe, Abba, Allach) jest zródłem i
kresem tych religii, tzn. według tego, co oficjalnie głoszą, stanowi ich niepodważalny i
niezaprzeczalny poczÄ…tek i koniec.
Na tym właśnie polega najbardziej fundamentalny fundamentalizm tych religii.
Albowiem nakazujÄ… one, dekretujÄ…, ustanawiajÄ… jako absolutnÄ… miarÄ™ coÅ› (tzn. wiarÄ™ w
osobowego Boga), co w żadnym razie nie jest absolutnie przekonywające, dowiedzione czy
niekwestionowane. Osobowy Bóg jako prazródło, praprzyczyna wszelkiej rzeczywistości ma
być ostateczną instancją, która rozwiązuje wszystkie problemy ludzi i świata, naprawia
wszelkie zło. W gruncie rzeczy jednak wiara w osobowego Boga nie rozwiązuje ani jednego
problemu, przeciwnie: przez samo założenie istnienia Boga problemy stają się jeszcze
większe. Również osobowy Bóg jako taki sam w sobie jest kolejną zagadką.
Teza o istnieniu osobowego Boga nie może stawić czoła  krytycznemu rozumowi . W
kwestii domniemanych dowodów na istnienie Stwórcy wykazał to właściwie we wszystkich
szczegółach największy niemiecki filozof, Immanuel Kant. Nazywano go dlatego (tzn. ze
względu na zburzenie wszelkiej racjonalnej pewności istnienia Boga)
 wszechmiażdżycielem . Dziwne tylko, że nieomal wszyscy dwudziestowieczni teologowie
zachowują się tak, jakby ta niszcząca krytyka, która w gruncie rzeczy jest nie do odparcia, w
ogóle nie istniała. Kant wykazał również, jak bardzo taki osobowy Bóg musiałby być sam dla
siebie nieprzeniknioną tajemnicą:  Nie można się obronić przed myślą, lecz nie można jej też
znieść, by istota, którą sobie wyobrażamy jako najwyższą z wszystkich możliwych, miała
niejako do samej siebie powiedzieć: jestem od wieczności po wieczność, poza mną nie ma nic
prócz tego, co jedynie poprzez moją wolę jest czymś, lecz skąd jestem ja sam? Tu zapada się
wszystko pod nami, i najwyższa doskonałość, jak i najniższa, unosi się bez oparcia tylko
przed rozumem spekulatywnym, którego to nic nie kosztuje, by całkiem bez przeszkód kazać
zniknąć jednej lub drugiej .4 Współcześni ateiści raz po raz przywołują tę myśl w dyskusjach:
 Ponieważ jednak wszechświat został  stworzony , nasuwają się dwa pytania: przez kogo i
kiedy? Przez Boga? Kto zatem stworzył Boga? Czy jest on wieczny? W takim razie również
wszechświat może istnieć od zawsze (A. Overland).  Jeśli wszystko musi mieć przyczynę, to
Bóg musi ją mieć również. Jeśli może być coś bez przyczyny, może to być równie dobrze
świat, jak i Bóg, tak że argument ten jest zupełnie bezwartościowy. 5 (por. również H.
Mynarek Religiös ohne Gott? [Religijnie bez Boga?]).
Każdy monoteizm hamuje więc arbitralnie proces myślenia przyczynowego  jedną z
najbardziej nieodzownych podstaw logiki, nauki, jasnego, rozumnego myślenia i wiedzy 
poprzez przyjęcie niepodważalnego założenia o istnieniu osobowego Boga. Od tej chwili
zwolennik religii monoteistycznej nie ma prawa myśleć dalej, mimo iż nasuwa się
konieczność dalszego myślenia. Załóżmy jednak, że istnieje coś takiego jak przyczyna świata,
która  spaja go od wewnątrz i którą teologowie nazywają Bogiem. Wtedy nie można
przypisać mu wszechmocy i absolutnej doskonałości, chociaż teologowie zawsze wiedzieli,
jakimi cechami powinna być obdarzona.
Ponieważ żadna istota nie może o własnych siłach przenieść się z absolutnej nicości w
byt, w istnienie, to również owa praistota, zwana Bogiem, nie ma w rękach własnego
prapoczątku i powinna stać przed własnym, choćby i nie posiadającym początku,  prabytem
jak przed nieprzeniknioną zagadką i tajemnicą. Musiałaby w swej najgłębszej istocie,
podobnie jak my, ludzie, rozwijać się zdobywając stopniowo coraz większą wiedzę,
dotyczącą również tajemnicy własnego pochodzenia i istnienia. Już Kant zwrócił uwagę na to,
że założenie, jakoby pierwszy byt, przyczyna wszelkiej rzeczywistości, musiał stanowić
zarazem absolutną doskonałość, wcale nie jest logicznie przekonywające. Ale teologowie do
dzisiejszego dnia nie podjęli prawdziwej dyskusji na ten temat.
Teologia obydwu wielkich Kościołów chrześcijańskich, zwłaszcza w ciągu dwu
ostatnich wieków, kiedy zgodnie z duchem czasu należało odnowić dotychczasowy
wizerunek Boga, pogrążona była w głębokim śnie. Jest ona na te bezwzględnie konieczne
zmiany całkowicie odporna i niewrażliwa. Nawet najbardziej postępowi teologowie, którzy
prawie każdy dogmat chrystologii i mariologii poddają ostrej krytyce, zachowują się tak,
jakby pewnik o nieskończenie doskonałym, wszechmocnym i osobowym Bogu wznosił się
ponad wszelką wątpliwość, ponad wszelką krytykę. Ostatecznie Kościół, jakkolwiek bardziej
po cichu niż oficjalnie, przełamał się i  zezwolił na uznawanie ewolucji , tzn. przestał
prześladować teologów, którzy w nią wierzą, jak w przypadku Teilharda de Chardin.
Jednakże nawet ci  najodważniejsi , głoszący teraz pyszałkowato, że istnienie ewolucji
dowodzi, iż Bóg Stwórca dał światu jego własną przyczynowość i własne prawidłowości, w
najśmielszych marzeniach nie pomyślą o wyciągnięciu z tego konsekwencji dla swojej nauki
o Bogu. Parające się teologią feministki przynajmniej zaatakowały dominujący patriarchalno-
maskulinistyczny obraz Boga w Kościele chrześcijańskim, żądając poszerzenia go o element
kobiecości, macierzyństwa etc. Ale najodważniejsi teologowie chrześcijańscy, dążący do
zapewnienia wolności wodzonym na pasku Kościoła i państwa katolikom
południowoamerykańskim, nigdy nie zakwestionowali całkowicie statycznego obrazu
niezmiennego, absolutnie doskonałego Boga chrześcijańskiego. Wszyscy oni, od lewicy po
prawicę, udają, że dokładnie wiedzą, co oznacza transcendencja. Nie szyfr w rozumieniu
Karla Jaspersa, lecz jedynie i wyłącznie nietykalny, wzniesiony ponad wszelką wątpliwość,
nieskończenie doskonały, osobowy Bóg z kościelnego dogmatu. Nawet najbardziej postępowi
teologowie ewangeliccy i katoliccy zgadzają się tutaj w pełni ze swymi centralami
kościelnymi.
W teologii tych Kościołów zupełnie brak miejsca na refleksję nad faktem, że świat,
który stworzył ich Bóg, powinien  jeśli przyjmiemy założenie o jego nieskończonej
doskonałości  posiadać więcej przymiotów, niż ich w rzeczywistości otrzymał. Jest to
problem teodycei, która niezliczonym ludziom każe powątpiewać w dobroć Boga w obliczu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • WÄ…tki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.