[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stali na warcie żołnierze. Było to wszystko bardzo malownicze, jak za dawnych królewskich czasów. Hrabiego nie zdziwiło wcale, kiedy w połowie pierwszego aktu Bonaparte zaczął się wiercić niespokojnie, a w końcu wstał i wyszedł wraz z małżonką. Podążył za nim również hrabia z Lynettą. Szli wśród pokłonów, prowadzeni przez osobistą ochronę pierwszego konsula aż do samego powozu. Napoleon i Józefina wsiedli pierwsi i w tym momencie hrabia usłyszał, jak Lynetta wydała okrzyk przerażenia i kurczowo złapała go za rękę. Drżała na całym ciele i hrabia niemal siłą wepchnął ją do powozu, po czym usiedli oboje naprzeciw gospodarzy. Hrabia zauważył, że zrobiła się kredowobiała, a w jej oczach malowało się przerażenie. Ujął jej dłoń, aby się uspokoiła, i zaczął opowiadać Bonapartemu jakiś zabawny epizod, który wydarzył się w Carlton House. Chciał w ten sposób dać Lynetcie trochę czasu, aby doszła do siebie. Choć jej palce nadał drżały, wiedział, gdy dojeżdżali do pałacu Tuileries, że panuje już nad sobą. Całe szczęście Bonaparte spieszył się, żeby się udać na spoczynek, więc nie minęło pięć minut, kiedy znalezli się wraz z Lynettą w swojej sypialni. - Co się stało? - zapytał, gdy zamknął za sobą drzwi. - Tam... na ulicy... przed Operą był... Segar! - To niemożliwe! Musiałaś się pomylić! - rzekł. - Czy sądzisz, że on ciebie zauważył? - Patrzył prosto na mnie, a ja jestem bardzo podobna do mamy. - Przecież nie masz żadnej pewności, że cię rozpoznał - powiedział hrabia próbując ją uspokoić. - Połóż się do łóżka, a pózniej o tym porozmawiamy. Jesteś zmęczona, a w takim stanie przychodzą do głowy różne myśli. Wiedział, że jego słowa nie zdołały jej uspokoić. Wszedł do swojego pokoju i postanowił wyjechać jak najszybciej. Nawet gdyby Segar nie rozpoznał Lynetty, strach działał na nią jak trucizna. - Czy coś się wydarzyło wieczorem, Hunt? - zapytał, kiedy lokaj pomagał mu się rozebrać. - Nic szczególnego - odrzekł Hunt. - Tylko ten służący Anglik wydaje mi się zbyt gadatliwy, choć szczerze pana podziwia, milordzie. - Mów jak najmniej - poradził mu hrabia. - Trzymam język za zębami - odezwał się Hunt. Kiedy hrabia wrócił do sypialni, Lynetta siedziała na łóżku. Widać było, że na niego czeka. Noc była ciepła, więc kiedy zgasił już świece, zdjął szlafrok pozostając tylko w jedwabnej koszuli nocnej i przykrył się prześcieradłem. - Teraz możemy porozmawiać bez obawy, że ktoś może nas podsłuchać - rzekł. - Błagam cię, wyjeżdżajmy stąd! - prosiła Lynetta. - Jeśli tu zostaniemy, on mnie odnajdzie i zabije. - To wprost niemożliwe - rzekł hrabia - zważywszy liczbę żołnierzy kręcących się po pałacu i na zewnątrz. Jeśli udaje im się ustrzec Bonapartego, to co dopiero jedną małą kobietkę! - Boję się! - wyszeptała Lynetta. - Obiecuję ci, że wyjedziemy jak najszybciej - zapewnił. - Naprawdę? - Naprawdę. Muszę tylko wymyślić jakiś pretekst, żeby Bonaparte dał nam eskortę podczas podróży do Calais. - To konieczne! - zawołała Lynetta. - Segar może czekać na nas na drodze i uprowadzić mnie, jak uprowadził rodziców! - Obiecuję ci, że się tak nie stanie! - powiedział hrabia spokojnie. - Połóż się teraz, a jutro spędzimy razem cały dzień. - To wspaniale! Nie powiedziała nic więcej, tylko odwróciła się, jak gdyby w zamiarze pogrążenia się we śnie. On także tego wieczora czuł się bardzo znużony i gdy tylko przymknął oczy, od razu zasnął. Obudził go krzyk i płacz Lynetty, która zawodziła żałośnie. - On mnie zabierze! Zabije mnie! Ratuj mnie! Ratuj! - wołała. Zorientował się, że woła go przez sen, usiadł na łóżku i w tej samej chwili Lynetta rzuciła się ku niemu, a on objął ją ramionami. - Już dobrze, dobrze - powiedział uspokajająco. - To tylko zły sen. Jesteś bezpieczna, zupełnie bezpieczna. Przytuliła twarz do jego szyi, a jej palce kurczowo wpijały się w jego nocną koszule. - On tu był! Widziałam go wyraznie! On mnie szuka! - To tylko sen, przywidzenie - uspokajał ją. - Obudz się, Lynetto! Jesteś ze mną i nic ci nie grozi. Zaczęła rozpaczliwie płakać. Hrabia domyślił się, że przez wiele miesięcy przebywania w ukryciu trzymała nerwy na wodzy, a teraz straciła nad sobą panowanie. Płakała jak bezradne, skrzywdzone dziecko. Azy płynące obficie przemoczyły jego koszule, czuł je na piersi. Przytulił ją mocniej czując ciepło i kruchość drżącego dziewczęcego ciała. - No, dosyć już, dosyć. Zły sen już minął! - pocieszał ją cierpliwie. - Gdy znajdziemy się w Anglii, zapomnisz, że w ogóle coś takiego się wydarzyło. Dotknął jej jedwabistych włosów pachnących fiołkami. Stopniowo łkania cichły, lecz wciąż trzymała się kurczowo jego koszuli. Wreszcie wyszeptała łamiącym się głosem: [ Pobierz całość w formacie PDF ] |