[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyrwać te dzieciaki ze Å›miertelnej puÅ‚apki, caÅ‚Ä… siódemkÄ™! Prawie pół godziny straciÅ‚ na szukanie gaÅ‚Ä™zi, które nadawaÅ‚yby siÄ™ na kule, ale w koÅ„cu znalazÅ‚ je i przyciÄ…Å‚ na odpowiedniÄ… dÅ‚ugość. OczywiÅ›cie byÅ‚y to niezwykle prymitywne podpórki, ale Manuel promieniaÅ‚ ze szczęścia. PosÅ‚aÅ‚ Kieronowi uÅ›miech peÅ‚en wdziÄ™cznoÅ›ci, poruszajÄ…c siÄ™ najpierw chwiejnie, ale w miarÄ™ upÅ‚ywu czasu z coraz wiÄ™kszÄ… wprawÄ…. Kiedy Kieron strugaÅ‚ kule, starsze dzieci zbiÅ‚y siÄ™ ciasno w gromadkÄ™, szepczÄ…c coÅ› miÄ™dzy sobÄ…. Po chwili wstaÅ‚a Teresa i podeszÅ‚a do Kierona. - Señor Kieron - powiedziaÅ‚a. - Nie posiadamy nic cennego, gdybyÅ› jednak zechciaÅ‚ przyjąć od nas mój różaniec, uczyniÅ‚byÅ› nam wielki honor. To od nas wszystkich. - I podaÅ‚a mu różaniec. Kieron drgnÄ…Å‚, zastanawiajÄ…c siÄ™, czy może przyjąć taki podarunek. DÅ‚ugo wpatrywaÅ‚ siÄ™ w paciorki różaÅ„ca, ze wzruszenia nie mogÄ…c wydobyć słów. - Bardzo wam dziÄ™kujÄ™ - odezwaÅ‚ siÄ™ w koÅ„cu. ZdawaÅ‚ sobie sprawÄ™, jak wiele ten przedmiot znaczy dla dziewczynki. - Ale muszÄ™ wam wyznać, że nie potrafiÄ™ siÄ™ modlić, nikt mnie tego nie nauczyÅ‚. Czy mógÅ‚bym ciÄ™ prosić, Tereso, żebyÅ› zatrzymaÅ‚a różaniec, póki nie dotrzemy do celu, i modliÅ‚a siÄ™ na nim za mnie? Ty to potrafisz najlepiej. Zgadzasz siÄ™? Teresa skinęła gÅ‚owÄ… i z wyraznÄ… ulgÄ… zabraÅ‚a różaniec, bez którego czuÅ‚a siÄ™ zapewne jak poganka. - Bardzo wam wszystkim dziÄ™kujÄ™ - rzekÅ‚ uroczystym tonem do dzieci, które zwróciÅ‚y ku niemu mizerne, lecz teraz rozpromienione radoÅ›ciÄ… twarze. - ChciaÅ‚bym prosić was jeszcze o jedno: Nie mówcie na mnie señor . BÄ™dzie mi przyjemniej, jeÅ›li zwracać siÄ™ bÄ™dziecie do mnie po imieniu. Dobrze? - Dobrze, señor - odpowiedziaÅ‚y chórem wyraznie zaskoczone. Kiedy dotrzemy do celu? Dobry Boże, czy te dzieciaki zdajÄ… sobie sprawÄ™, jaka je czeka droga? Doprawdy potrzebne nam bÄ™dÄ… modlitwy Teresy! - Niedaleko stÄ…d jest miejsce, gdzie moglibyÅ›my zatrzymać siÄ™ i coÅ› zjeść. Przy okazji obejrzÄ™ wszystkich chorych i rannych. ZaniosÄ™ was tam po kolei. Wytrzymacie jeszcze trochÄ™? - Chcemy iść w gromadzie, señor... to znaczy Kieron. GdybyÅ› zostaÅ‚ na plantacji sam, patrzÄ…c, jak jedno dziecko po drugim znika, nie proponowaÅ‚byÅ› tego. Kieron pokiwaÅ‚ gÅ‚owÄ…. - Ale jak chcecie to zrobić? - zapytaÅ‚, spoglÄ…dajÄ…c na gromadkÄ™ wycieÅ„czonych dzieci, które leżaÅ‚y i siedziaÅ‚y wokół niego. Ich pomysÅ‚ wydaÅ‚ mu siÄ™ kompletnie absurdalny. - Damy radÄ™ - zapewniaÅ‚ go z zapaÅ‚em Manuel. - Pod warunkiem, że wezmiemy Antonia za rÄ™kÄ™. Kieron popatrzyÅ‚ na maÅ‚ego szkraba z namysÅ‚em i zapytaÅ‚: - Poradzisz sobie, Antonio? - OczywiÅ›cie - odpowiedziaÅ‚ chÅ‚opiec z pewnoÅ›ciÄ… siebie, jakÄ… tylko może mieć czterolatek. Zastanowiwszy siÄ™ chwilÄ™, Kieron przyznaÅ‚ dzieciom racjÄ™. Najważniejsze, żeby nie musieli siÄ™ rozdzielać, by nikt nie czuÅ‚ siÄ™ porzucony. I tak siÄ™ zaczęła ich mozolna i peÅ‚na trudów droga ku ocaleniu. Manuel, podpierajÄ…c siÄ™ kulami, niósÅ‚ w zawiÄ…zanej na plecach chuÅ›cie RosÄ™. Teresa, która rwaÅ‚a siÄ™ do pomocy, wzięła na plecy dwuletniego Carlitosa, nadal leżącego bez przytomnoÅ›ci. Pablo, Esmeralda i Antonio zaÅ› znalezli siÄ™ pod opiekÄ… Kierona. Pabla umieÅ›ciÅ‚ sobie na plecach, EsmeraldÄ™ niósÅ‚ na jednym rÄ™ku, drugÄ… trzymaÅ‚ za rÄ™kÄ™ Antonia. Z drugiej strony trzymaÅ‚a chÅ‚opca Teresa. Wszystkie bagaże zostaÅ‚y sprawiedliwie rozdzielone. Niestety karawana poruszaÅ‚a siÄ™ bardzo wolno. Najbardziej hamowaÅ‚ tempo Antonio. MaÅ‚e nogi czterolatka nie nadążaÅ‚y i szybko siÄ™ mÄ™czyÅ‚y. Dlatego też co chwila wszyscy musieli przystawać. Kieron raz po raz stawiaÅ‚ na ziemi EsmeraldÄ™ i braÅ‚ na rÄ™ce Antonia. Niestety, byÅ‚o wówczas jeszcze gorzej, bo Esmeralda marudziÅ‚a, że woli być niesiona. PrzeziÄ™bienie i kilkudniowy głód mocno jÄ… osÅ‚abiÅ‚y. Kieron Å‚udziÅ‚ siÄ™ nadziejÄ…, że niebawem wyjdzie z tego. Choć droga do miejsca wyznaczonego na postój byÅ‚a krótka, to jednak przejÅ›cie jej zajęło im dużo czasu. W koÅ„cu jednak dotarli. SÅ‚oÅ„ce Å›wieciÅ‚o jasno na rozlegÅ‚Ä… zielonÄ… równinÄ™, wÅ›ród której szemraÅ‚ wartki strumyk. Dla dzieci, które oglÄ…daÅ‚y ostatnio tylko ponure pionowe skaÅ‚y i groznÄ… rwÄ…cÄ… rzekÄ™, byÅ‚a to prawdziwa sielanka. PokrzykujÄ…c radoÅ›nie, zatrzymaÅ‚y siÄ™ na nagrzanym, poroÅ›niÄ™tym trawÄ… zboczu. Kieron rozpaliÅ‚ ognisko i zagotowaÅ‚ krystalicznÄ… wodÄ™ ze strumyka. WrzuciÅ‚ do niej suszone miÄ™so, pokrojone w cienkie kawaÅ‚ki. Teresa ofiarowaÅ‚a siÄ™, że poszuka ziół. Kieron wiedzÄ…c, że Indianie doskonale potrafiÄ… wyszukiwać pożywienie w przyrodzie, z wdziÄ™cznoÅ›ciÄ… przystaÅ‚ na jej propozycjÄ™. Dziewczynka w mig siÄ™ uwinęła, znoszÄ…c peÅ‚nÄ… garść aromatycznych liÅ›ci różnych gatunków roÅ›lin. Kieron nawet nie pytajÄ…c, jak siÄ™ nazywajÄ…, pokroiÅ‚ je drobno i wrzuciÅ‚ do wywaru. W chwilÄ™ pózniej nad obozowiskiem rozszedÅ‚ siÄ™ smakowity zapach. - Tereso, cóż ja bym bez ciebie zrobiÅ‚? Nie odpowiedziaÅ‚a, ale usadowiÅ‚a siÄ™ obok ogniska z zaÅ‚ożonymi rÄ™kami, a kiedy Antonio usiÅ‚owaÅ‚ podejść blisko kocioÅ‚ka z zupÄ…, ofuknęła go ostro i daÅ‚a mu po Å‚apach. Kieron tymczasem przyjrzaÅ‚ siÄ™ uważnie bezbronnym szkrabom. Manuelowi zaÅ‚ożyÅ‚ Å›wieży opatrunek i surowo upomniaÅ‚, by nie stÄ…paÅ‚ na chorej nodze. Antonio, który obudziÅ‚ siÄ™ z krótkiej drzemki, nie potrzebowaÅ‚ pomocy medycznej, choć nadal byÅ‚ sÅ‚aby i wycieÅ„czony wskutek gÅ‚odu i przebytej infekcji. Teresa także byÅ‚a w niezÅ‚ej formie. I Rosa, która nieustannym pÅ‚aczem upominaÅ‚a siÄ™ o jedzenie. Gorzej byÅ‚o z Pablem, który nie mógÅ‚ zwalczyć choroby, choć Kieron podawaÅ‚ mu lekarstwa tak czÄ™sto, jak to uważaÅ‚ za bezpieczne. Ale chÅ‚opcu nic nie pomagaÅ‚o. Cokolwiek zjadÅ‚, natychmiast wymiotowaÅ‚. Do tej pory żadne dziecko nie zdradzaÅ‚o oznak zarażenia siÄ™ od Pabla i Antonia. Kieron gorÄ…co wierzyÅ‚, że byÅ‚o to tylko niegrozne zatrucie żoÅ‚Ä…dkowe, wywoÅ‚ane przez zanieczyszczone wody rzeki, która zostaÅ‚a przez Rodriqueza skierowana nowym korytem. Kieron owinÄ…Å‚ EsmeraldÄ™ w swoje poncho i umieÅ›ciÅ‚ blisko ogniska. Kiedy wycieraÅ‚ jej nos, uÅ›miechnęła siÄ™ do niego blado. Ta maÅ‚a byÅ‚a tak czarujÄ…ca, że ze wzruszenia Å›cisnęło go w gardle. Przez chwilÄ™ nasÅ‚uchiwaÅ‚ z niepokojem, czy nie pokasÅ‚uje, ale na szczęście póki co kaszel ustÄ…piÅ‚. Potem Kieron zatrzymaÅ‚ siÄ™ przy Carlitosie. ZciÄ…gnÄ…wszy okrycie z dwulatka, popatrzyÅ‚ z przerażeniem na wystajÄ…ce żebra pokryte cienkÄ… jak papier skórÄ…. Jak nakarmić tego malca? zastanawiaÅ‚ siÄ™ zdesperowany. Nie chciaÅ‚ przyznać przed samym sobÄ…, że już wÅ‚aÅ›ciwie postawiÅ‚ na nim krzyżyk, choć nadal nie chciaÅ‚ siÄ™ poddać. Zupa byÅ‚a gotowa. UbraÅ‚ wiÄ™c najmÅ‚odszego w gromadce chÅ‚opca i z ciężkim westchnieniem poÅ‚ożyÅ‚ go z boku. PiÄ™cioro starszych zasiadÅ‚o uroczyÅ›cie wokół ogniska. Ponieważ Kieron miaÅ‚ tylko jednÄ… Å‚yżkÄ™, nakarmiÅ‚ najpierw TeresÄ™, Manuela i EsmeraldÄ™. Potem przyszÅ‚a kolej na chÅ‚opców, którzy chorowali na biegunkÄ™. Zupa dobrze zrobiÅ‚a dzieciom, jedynie Pablo natychmiast zwymiotowaÅ‚ to, co zjadÅ‚. - W porzÄ…dku - przemawiaÅ‚ do niego Å‚agodnie i cierpliwie Kieron. - Zaczynamy od nowa. Za każdym razem coÅ› na pewno zostanie ci w żoÅ‚Ä…dku. I Pablo jadÅ‚, wymiotowaÅ‚ i popÅ‚akiwaÅ‚, ale Kieron byÅ‚ nieubÅ‚agany. WierzyÅ‚, że w koÅ„cu organizm chÅ‚opca przyswoi trochÄ™ pożywienia. Potem wyparzyÅ‚ Å‚yżkÄ™ i zwróciÅ‚ siÄ™ do Manuela: - ZostaÅ‚y nam tylko maluchy. Potrzymaj RosÄ™, a ja jÄ… nakarmiÄ™. Tereso, może i ty nam trochÄ™ pomożesz? Dzieci pokiwaÅ‚y zgodnie gÅ‚owÄ…. OkazaÅ‚o siÄ™, że Rosa z apetytem zaczęła jeść ciepÅ‚Ä…, pożywnÄ… zupÄ™. OtwieraÅ‚a buziÄ™ jak pisklÄ™ dziobek i rozglÄ…daÅ‚a siÄ™ wokół ciekawie. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |